Sani wybrała się na łąkę, by nazbierać przepięknych kwiatów. Jak to nastolatka, lubuje się w pachnących, polnych kwiatach. Być może, kiedy zrobi sobie  z nich przepiękny wianek, i założy go na głowę, spodoba się szczególnie jakiemuś przystojnemu rycerzowi na białym koniu? Ach jakże Sani o tym marzyła. Z resztą, jak każda nastolatka. Teraz tylko miłość jej w głowie. A do tego pokłóciła się  z Bunią. Zabrała więc ze sobą flakonik soku gumijagodowego i ruszyła na łąkę. Tam mogła pobyć sama z drzewami, kwiatami i ptakami. Kiedy tak zbierała sobie kwiatki na łące zauważyła przypadkiem małego, płaczącego smoczka. Ruszyła natychmiast w jego kierunku. Jak się okazało, smok był bardzo samotny. Zgubił gdzieś swoją mamę i rodzeństwo i natychmiast, gdy Sani go przytuliła, uznał ją za własną matkę. Razem zbierali kwiatki a gdy ona na chwilkę się odwróciła, smoczek napił się z jej flakonika soku gumijagodowego. Dostał czkawki. Czkał ognistymi, gumijagodowymi kulami. To było naprawdę niebezpieczne, tym bardziej, że porwał go księciunio i chciał wykorzystać.